Z okazji 180. rocznicy śmierci Franza Schuberta
E.T.A. Hoffmann napisał kiedyś w recenzji, uskarżając się na pieśni lipskiego organisty Riehma: „Kompozytor, wiedziony głębszym sensem wiersza, musiałby skupić jak w soczewce wszystkie afekty, i z tego miejsca stworzyć melodię, której dźwięki przemienią się w symbole wszystkich wypowiedzianych w wierszu afektów.” Nie wiedząc o tym wcale, Hoffmann pisał o Schubercie, alchemiku pieśni, który stapia tekst i materię muzyczną w nową całość. U niego muzyka nie kuśtyka za tekstem, nie ilustruje go, muzyka staje się tekstem a jednocześnie czymś więcej – pieśnią właśnie.
Swego czasu tłumaczyłam fragmenty tekstu o Schubercie „Pielgrzym czy wędrowiec” z książki Petera Paula Kaspara „Ein großer Gesang. Musik in Religion und Gottesdienst”. Jest tam mowa m.in. o pocieszeniu, jakie może płynąć z zaakceptowania kruchości naszej egzystencji: „Jeśli muzyka może kiedykolwiek pocieszać – a jej przyjaciele twierdzą, że tak jest – może to tylko muzyka uczciwa, muzyka, która odmawia pokrywania nieprzyjemnych stron życia lepką cukrową glazurą. Prawdziwa sztuka widzi również ból, żałobę i gniew. Jeśli z ich powodu nie traci nadziei, to czasem udaje się jej uśmiechnąć przez łzy. I ten uśmiech przez łzy pocieszająco pobrzmiewa z muzyki cierpiącego z powodu życia i rozbijającego się w końcu o nie melancholika Franza Schuberta.”
Esencją takiego właśnie pocieszenia opartego na prawdzie jest dla mnie pieśń „An die Musik” do tekstu przyjaciela Schuberta, Franza Schobera. I nikt inny nie przekonuje mnie nią tak jak Thomas Quasthoff. Jeden z najwybitniejszych współczesnych niemieckich barytonów. Śpiewak mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Urodził się z niedorozwojem kończyn, spowodowanym zażywaniem przez matkę w czasie ciąży talidomidu - wówczas często stosowanego leku dostępnego bez recepty. W to, że będzie śpiewakiem, nie wierzył przez długi czas nikt oprócz jego ojca, który załatwił mu prywatne lekcje śpiewu. Nie przyjęto go, mimo świetnych predyspozycji wokalnych, do Wyższej Szkoły Muzycznej w Hanowerze. Uzasadnienie – fizyczna niemożność gry na fortepianie. Quasthoff studiował prawo (szybko rzucił), pracował w banku, w radiu i coraz częściej występował. W 1988 roku wygrał Konkurs ARD w Monachium i od tego momentu nic już nie mogło zatrzymać rozwoju jego kariery. A tak ten doświadczony przez los i spełniony człowiek śpiewa „Do muzyki” Franza Schuberta.
E.T.A. Hoffmann napisał kiedyś w recenzji, uskarżając się na pieśni lipskiego organisty Riehma: „Kompozytor, wiedziony głębszym sensem wiersza, musiałby skupić jak w soczewce wszystkie afekty, i z tego miejsca stworzyć melodię, której dźwięki przemienią się w symbole wszystkich wypowiedzianych w wierszu afektów.” Nie wiedząc o tym wcale, Hoffmann pisał o Schubercie, alchemiku pieśni, który stapia tekst i materię muzyczną w nową całość. U niego muzyka nie kuśtyka za tekstem, nie ilustruje go, muzyka staje się tekstem a jednocześnie czymś więcej – pieśnią właśnie.
Swego czasu tłumaczyłam fragmenty tekstu o Schubercie „Pielgrzym czy wędrowiec” z książki Petera Paula Kaspara „Ein großer Gesang. Musik in Religion und Gottesdienst”. Jest tam mowa m.in. o pocieszeniu, jakie może płynąć z zaakceptowania kruchości naszej egzystencji: „Jeśli muzyka może kiedykolwiek pocieszać – a jej przyjaciele twierdzą, że tak jest – może to tylko muzyka uczciwa, muzyka, która odmawia pokrywania nieprzyjemnych stron życia lepką cukrową glazurą. Prawdziwa sztuka widzi również ból, żałobę i gniew. Jeśli z ich powodu nie traci nadziei, to czasem udaje się jej uśmiechnąć przez łzy. I ten uśmiech przez łzy pocieszająco pobrzmiewa z muzyki cierpiącego z powodu życia i rozbijającego się w końcu o nie melancholika Franza Schuberta.”
Esencją takiego właśnie pocieszenia opartego na prawdzie jest dla mnie pieśń „An die Musik” do tekstu przyjaciela Schuberta, Franza Schobera. I nikt inny nie przekonuje mnie nią tak jak Thomas Quasthoff. Jeden z najwybitniejszych współczesnych niemieckich barytonów. Śpiewak mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Urodził się z niedorozwojem kończyn, spowodowanym zażywaniem przez matkę w czasie ciąży talidomidu - wówczas często stosowanego leku dostępnego bez recepty. W to, że będzie śpiewakiem, nie wierzył przez długi czas nikt oprócz jego ojca, który załatwił mu prywatne lekcje śpiewu. Nie przyjęto go, mimo świetnych predyspozycji wokalnych, do Wyższej Szkoły Muzycznej w Hanowerze. Uzasadnienie – fizyczna niemożność gry na fortepianie. Quasthoff studiował prawo (szybko rzucił), pracował w banku, w radiu i coraz częściej występował. W 1988 roku wygrał Konkurs ARD w Monachium i od tego momentu nic już nie mogło zatrzymać rozwoju jego kariery. A tak ten doświadczony przez los i spełniony człowiek śpiewa „Do muzyki” Franza Schuberta.