środa, 10 września 2008

Sztuka słuchania

„Słuchanie jest sztuką, którą niełatwo posiąść, ale zawiera w sobie piękno i wielkie zrozumienie. Słuchamy różnymi poziomami naszego jestestwa, jednak zawsze według z góry wyrobionego zdania lub z określonego punktu widzenia. Nie słuchamy tak po prostu – zawsze pojawia się zasłona z naszych własnych myśli, wniosków i uprzedzeń... Słuchaniu musi towarzyszyć wewnętrzny spokój, uwolnienie od ciężaru tego, co się do tej pory osiągnęło, i spokojna uwaga. W tym stanie, zarazem czujnym i pasywnym, można słyszeć to, co wykracza poza słowne stwierdzenia. Słowa wprowadzają zamieszanie – są jedynie zewnętrznymi oznakami procesu komunikowania się. Jednak by nawiązać kontakt poza zgiełkiem słów, słuchaniu musi towarzyszyć czujna bierność. Ci, którzy kochają, potrafią słuchać, lecz takiego słuchacza udaje się znaleźć niezwykle rzadko. Większość z nas goni za rezultatami, osiąga cele – zawsze coś przezwyciężamy, zdobywamy, zatem nie ma mowy o słuchaniu. Tylko słuchając, słyszy się pieśń słów.”
Jiddu Krishnamurti

Do usłyszenia!

wtorek, 2 września 2008

Pieśń Naszych Korzeni 2008, cz. II

W środę ok. 22.30 rozpoczął się koncert wrocławskiego zespołu „Ars Cantus” z muzyką Piotra z Grudziądza, do którego przyznają się Polacy, Niemcy i Czesi. Było to muzykowanie na dobrym europejskim poziomie, ale w letniej (przynajmniej w pierwszej części koncertu) temperaturze emocjonalnej. Zresztą po włoskim wrzeniu każda temperatura musiała wydać się niewystarczająca. Na szczęście pod koniec koncertu „słupek rtęci” poszedł mocno w górę, szczególnie po prezentacji zgrabnego przekładu przewrotnego tekstu motetu na cześć Andrzeja Rittera (każdy wers zaczyna się jak pochwała, druga część wersu tę pochwałę modyfikuje tak, że wychodzi z tego wątpliwy komplement). Wyraźna reakcja ze strony publiczności pociągnęła za sobą wzrost ekspresji wykonawców, szczególnie sopranistka Monika Wieczorkowska okazała się śpiewaczką porywającą.

W czwartek odbyła się parada gotyckich instrumentów klawiszowych (clavisimbalum, organy gotyckie, organetto), niezwykle udane zderzenie południowych temperamentów (hiszpański zespół Tasto Solo pod kierownictwem Guillermo Péreza) z chłodną piętnastowieczną niemiecką szkołą instrumentów klawiszowych (Konrad Paumann znany jako Meyster ob allen Meystern). To muzyka, która w moim odczuciu rozgrywa się poza emocjami, w przestrzeni absolutnego spokoju i harmonii. Dotknięcie tej przestrzeni miało działanie kojące. Po koncercie z bliska przyglądaliśmy się instrumentom, które w większości widzieliśmy (i słyszeliśmy) po raz pierwszy w życiu.

I tak zbyt szybko i bez ostrzeżenia nadszedł piątek i przyniósł ze sobą dwa wydarzenia. Pierwsze z nich miało miejsce na Rynku. Z programem „Ballet des Nations” wystąpił międzynarodowy zespół muzyków i tancerzy. W tym wieczorze zauroczyło mnie wszystko: skromna acz gustowna scenografia, w którą doskonale wpisała się ściana jarosławskiego ratusza, świetna orkiestra (połączone zespoły Collegium Marianum z Czech i Solamente Naturali ze Słowacji) i nie ustępujący jej świetnością ani o włos zespół tancerzy (Cracovia Danza, Kraków). Za taką orkiestrą barokową tęskni się po nocach: plastyczność, fantazja, sprawność, polot, wszystko czego trzeba, by stworzyć optymalne warunki dla barokowych tańców dworskich. „Projekt wskrzesza suity orkiestrowe a la francaise środkowoeuropejskich kompozytorów, którzy w swojej twórczości łączyli z innymi europejskimi stylami francuski styl Lully’ego.” (cytat z programu). Słychać było (i widać) elementy tańców różnych narodów Europy Środkowej.
W drugim z piątkowych koncertów, tym razem w kameralnym kościele św. Mikołaja, wystąpili muzycy z Iranu – śpiewak Bahram Sarang ze znanym nam już z ubiegłego roku zespołem Chakad. Zabrzmiały klasyczne pieśni perskie. „Przez trzynaście stuleci perska muzyka artystyczna nie była muzyką koncertową. (...) Wykonywana przez niewielką grupę solistów jest bardzo medytacyjna. Nawet same instrumenty posiadają delikatne brzmienie. Typową dla klasycznej muzyki perskiej przestrzenią jest domowe wnętrze lub ogród, w którym muzycy otoczeni są niewielką grupą przyjaciół.” (cytat z programu festiwalowego) Właśnie tak było: medytacyjnie, eterycznie i kameralnie. A po koncercie, kiedy poszłam pogratulować wykonawcom, zaskoczyli mnie podziękowaniami za skupienie.

Sobota upłynęła pod znakiem podsumowań – po południu odbyła się ostatnia sesja „Sacred Harp” z publiczną prezentacją kilku hymnów i fragmentu filmu a wieczorem koncert zamykający festiwal, w którym wystąpili: Festiwalowa Orkiestra Barokowa, Chór Festiwalowy (w którym uczestniczyłam) i soliści. Zabrzmiały dwa Concerti grossi Arcangelo Corellego i „Missa Dolorosa” Antonia Caldary. Dyrygował Jan Tomasz Adamus. I już zupełnie na koniec, w niedzielę rano u Dominikanów Missa Gregoriana ze świetnymi kantorami (Marcin Bornus-Szczyciński i Robert Pożarski) i znów refleksja, że muzyka mówi więcej, lepiej i głębiej niż wszystkie słowa razem wzięte.
Potem trzeba było się pożegnać, jak zwykle o wiele za wcześnie. Na szczęście tylko na rok!