wtorek, 2 grudnia 2008

Cuchnąca aria

„Sposób, w jaki Händel traktuje swojego mitycznego Waligórę nie grzeszy rewerencją: pokaźny on jest, muskularny i piękny, ale niezbyt rozgarnięty. Od stóp do głów wyciosany z jednego kawałka C-dur, co czyni zeń niewinną, nieprawdopodobną ofiarę. Jego aria w scenie z Dejanirą nie zostawia mu żadnych szans, skoro Händel posłał mu w sukurs, zamiast dumnej trąbki, parę niepoważnych obojów. U Sofoklesa jest zdrajcą; tutaj ginie bez grzechu, nade wszystko zaś bez pojęcia. Przedtem jednak oberwie od żony po pysku najjadowidszą, żrącą i cuchnącą arią, jaką zostawił nam barok, gdzie Händel smaga kropkowanym rytmem i kłuje ozdobnikami. Piękna twarz Dejaniry / Penelopy skrzywiła się w maskę wiedźmy.”
Piotr Kamiński: „1001 opera”, Kraków 2008, tom 1, s. 611.

Waligura czyli Herkules. W konfrontacji ze swoją żoną Dejanirą rzeczywiście wypada bladziutko. Nie bardzo rozumie, o co jej chodzi i próbuje się jakoś tak nieudolnie tłumaczyć. Bardzo źle na tym wychodzi. Żona niby wierna niczym ta Penelopa, ale za to szaleńczo zazdrosna. O młodszą i ładniejszą Iole. No i buch cuchnącą arią w Bogu ducha winnego Herkulesa:

4 komentarze:

PAK pisze...

No tak, Dejanira ma temperament. Ale co robi oratorium wśród 1001 oper? :D

Beata pisze...

Oprócz Herkulesa są jeszcze: Athalia, Saul, Semele („To nie oratorium, to sprośna opera”, pisał oburzony Charles Jennens), Baltazar, Theodora i Jefte :)

PAK pisze...

W sumie tomiszcze już mam na biurku ;) Nie jestem więc tak zupełnie niezorientowany. Ale arbitralność wyboru (i określenia gatunku) swoje robi.

Beata pisze...

Gratuluję dwóch tomów, które już leżą na biurku :) I zlądowały nawet przed gwiazdką!

Jeszcze mi się coś skojarzyło: Ostrzegając na łamach / falach RFI przed książką "Druga śmierć opery" Mladena Dolara i Slavoja Žižka, Piotr Kamiński pisze: „Weszli obaj w świat opery nie po to, by się czegoś dowiedzieć i coś zrozumieć, z otwartą głową i sercem, lecz by niczym komisarze polityczni, wykręcić ręce starannie dobranym faktom i wymusić od nich jedynie słuszne zeznania.” Takie podejście, niestety b. popularne w żonglującej teoriami humanistyce, przyprawiło mnie już nie raz o ból głowy (przy lekturze "dzieł obowiązkowych" i na konferencjach). Za to w tym, co pisze o operze i muzyce Piotr K. zawsze widać otwarte serce i otwartą głowę, dlatego wprost uwielbiam go czytać. W tym sensie doceniam nawet pewną arbitralność wyboru, o której wspominasz.